Zawsze miałam problem ze zrozumieniem dzisiejszego świata. W jednym
momencie jesteśmy kimś ważnym i idziemy wprost przed siebie z pogodną
miną. Następnego dnia zaś zaczyna padać deszcz. Trwa długo i razem z nim
zmywane są nasze chwile radości i sukcesy. Przynajmniej tak uważa
większość ludzi.
Nie wiem już nawet ile razy przyłapałam się na obserwowaniu pogody.
Inni po prostu mijają się ze mną, zajmując się swoimi życiami i sprawami
ważnymi, a ja błądzę jakbym tak na prawdę nigdy do nich nie pasowała.
Nic dziwnego, że nie potrafię znaleźć swojej profesji, ani osoby, która
byłaby zdolna do inwestycji w moją przyszłość. Za bardzo bujam w
chmurach i za bardzo kocham to uczucie.
Od dziecka uważałam, że deszcz ma w sobie pewną cząstkę magii, którą
potrafią dojrzeć tylko nieliczni – ponieważ jest ona tak dobrze ukryta,
że osoby przepełnione już swoim życiem – nie będą w stanie jej dojrzeć. A
ja czuję się niemiłosiernie pusta i dzięki temu mam możliwość
dostrzeżenia tej magii. Kocham niepogodę, spokój jaki powstaje dzięki
niej na ulicach i chaos, jaki tworzy w powietrzu, ocierając się wiatrem o
przedmioty na swojej drodze. Nie zgadzam się z opinią ludzi, która
wpajana mi jest od dawna. Deszcz to nie smutek, deszcz to po prostu
tajemnica.
I właśnie dzisiaj, w deszczowy i wyjątkowo ciemny deszcz – wracałam
do swojego domu, po odbyciu kolejnej nic nie przynoszącej w moim życiu
rozmowie o pracę. Widocznie będę musiała się nauczyć żyć bez profesji,
albo znaleźć jakiś sposób, by znaleźć się poza granicami miasta. Żyję w
jednym z głównych Miast Prawych – Geoxie. Słyszałam, że urodzenie się w
tym miejscu sprawia, że przez resztę społeczeństwa jesteś postrzegany
jako osoba lepsza, wyższa. Osobiście nie rozumiem co takiego wspaniałego
jest w życiu tutaj i co nas wyróżnia od innych. Racja, że nie byłam
nigdy poza miastem i nie znam innych realiów niż te, w których się
wychowałam, ale spotykałam ludzi z poza i wcale nie wystawali spoza
tłumu. Każdy pracuje dla siebie, dba o bezpieczeństwo i unika łamania
prawa – jak tylko jest to możliwe. Rzadko kiedy można się tu spotkać z
sytuacją, że do kogoś zostały wezwane Jednostki Porządkowe. Ludzie tutaj
są po prostu grzeczni, bo i tak na niczym nikomu nie zależy, skoro nie
istnieją tu większe zmartwienia i problemy. Podobno w innych miastach
jest ciekawiej… inaczej, ale nikt nie zna szczegółów. Przybysze zza
granic nic nie mówią, a nam, nawet jeśli ktoś by się czegoś dowiedział –
nie wolno jest o tym rozmawiać.
Prawi, czyli nasz obecny Rząd, stanowiący władzę nad wszystkim i
wszystkimi, nie pozwala, aby swoboda wdarła się do tego miejsca. Chcą
naszego bezpieczeństwa i każde swoje działanie tłumaczą tym, że bronią
nas przed Innymi.
Słyszałam, że Inni to nie ludzie… Inni to gatunek tylko przypominający
ludzi. Są czymś w rodzaju mutantów o dziwnych i sadystycznych
zdolnościach. Nikt nie chce mieć z nimi do czynienia i jeśli jakikolwiek
Inny pojawia się na terenach miasta – zostaje wyeliminowany. Nie sądzę,
aby było wiele do opowiadania w tym temacie. Prawi są przeczuleni na
tym punkcie, a tak naprawdę nie łatwo jest się dowiedzieć o jakimkolwiek
przypadku dostania się Innych do ludzi.
Nigdy na własne oczy nie widziałam nikogo podejrzanego, ale mimo
wysokiego niebezpieczeństwa, które kryje się za kontaktami z nimi –
jestem ciekawa. Oni mają w sobie nutkę tajemniczości… dokładnie tą samą,
jaką posiadają krople deszczu, uderzające o powierzchnię ziemi, dachy,
parapety. W końcu podobnie jak deszcz – większość ludzi woli ich unikać,
nie starając się nawet odkryć jaki tam naprawdę jest ich sens
istnienia.
Doszłam do swojego domu, złożyłam parasol i sięgnęłam do kieszeni,
chcąc wydobyć z niej klucze. Nie znalazłam ich tam jednak. Przegrzebałam
inne kieszenie, a potem wnętrze torby – z tym samym skutkiem. No
pięknie, jak na złość jestem zmuszona do znalezienia innego sposobu by
dostać się do własnego mieszkania, bo oczywiście moja niechciana
skleroza musiała się objawić właśnie teraz.
Już miałam odejść od drzwi wejściowych i zacząć obchód wokół budynku,
jednak w ostatniej chwili pociągnęłam za klamkę, chcąc się upewnić, czy
na pewno tradycyjną drogą nie uda mi się dostać do środka.
Ku mojemu zdziwieniu – drzwi nie były zamknięte. Pchnęłam je mocniej i
weszłam do środka, uprzednio łapiąc po drodze mój cenny parasol. Pewnie
nie zamknęłam drzwi, kiedy wychodziłam do urzędu. Spojrzałam na haczyk
przy drzwiach i z krzywym uśmiechem na twarzy doszłam do wniosku, że
jeśli tak dalej pójdzie, to moja skleroza rozwinie się na tyle, że
zapomnę własnego imienia, a tego bym nie chciała.
Nie pofatygowałam się nawet do wieszaka, by odwiesić mój zmoczony do
granic możliwości płaszcz. Po przejściu przez próg od razu skierowałam
się do salonu, gdzie znajdowały się drzwi balkonowe. Jeśli tak dalej
pójdzie to dzisiejszej nocy pogoda będzie nieco mniej przyjazna od
zwykłego deszczu. Trzeba skorzystać z okazji, póki można i chociaż przez
chwilę jeszcze napawać się zapachem powietrza, jaki przynoszą ze sobą
opady.
Otworzyłam drzwi balkonowe i szeroko rozkładając ręce wyszłam na
zewnątrz. Rzadko tu pada, więc chciałam z tej chwili wyciągnąć najwięcej
jak tylko się da. Przymknęłam oczy, pozwalając by wiatr smagał mnie
swoimi zimnymi mackami. Nie interesowało mnie, czy następnego dnia będę
przeziębiona, poddałam się chwili, bo kocham to uczucie.
W pewnej chwili usłyszałam hałas dobiegający spod balkonu. Bez chwili
zastanowienia zbliżyłam się do barierki i spojrzałam w dół. Nie
spodziewałam się tylko, że ta decyzja nie będzie najlepszą. W najgorszym
przypadku wyobrażałam sobie jakieś niewinne stworzonko, które nie
wiedziało co ze sobą zrobić. Jednak to co się stało następnie,
przekroczyło nieco moje oczekiwania. Wszystko działo się tak szybko, że
moja głowa nie była w stanie dokładnie rejestrować faktów. Wiedziałam,
że ktoś zaszedł mnie od tyłu i podciął nogi. W ułamku sekundy znalazłam
się na plecach, przygnieciona do mokrej posadzki. Mogłam usłyszeć bicie
własnego serca. Czułam jednocześnie ból w płucach, które domagały się
tlenu. Mimo to nie śmiałam zaczerpnąć powietrza. Bałam się, ponieważ
czułam na swojej szyi zimno ostrza i ciepło czyjegoś stanowczo zbyt
szybkiego oddechu. Oczy miałam zamknięte, ale reszta zmysłów starała się
zrozumieć co się dzieje, w większości jednak nieskutecznie.
- Nie ruszaj się przez chwilę, ani słowa i nawet nie myśl o
piszczeniu – usłyszałam stanowcze słowa i niepewnie otworzyłam oczy,
żeby choć wiedzieć, kto mnie zaatakował. Niestety, z braku światła i
przez obecność kropel, wciąż spadających na moją twarz, nie byłam w
stanie określić, jak wygląda napastnik. Poruszyłam się niespokojnie pod
jego ciężarem, czując, że ułożenie w jakim się znajduję należało do
bardzo niekomfortowych.
- Powiedziałem, żebyś się nie ruszała – powtórzył szeptem, zbliżając
się bardziej do mojego ucha, jakby naprawdę chciał uniknąć
jakiegokolwiek wydawania dźwięków. Mimo jego przyciszonego głosu
słyszałam, że nie żartuje i kryje się za tym zdaniem groźba. Poczułam,
że nóż zbliżył się nieco do mojej skóry, nieprzyjemnie drażniąc jej
powierzchnię.
Jednym pociągnięciem mógł mnie zabić, ale widocznie był oswojony z tą
myślą, bo jego ręka nie drżała. Mimo faktu, że moje serce biło jak
oszalałe ze strachu i każdy oddech bolał – byłam w stanie wyczuć mniej
więcej jak się czuje napastnik. Był zdenerwowany, a ja zamiast
panikować… Zastanawiałam się, jaka jest tego przyczyna. Zaśmiałam się w
myślach z samej siebie. To głupie. Ktoś targa się na moje życie, a mi po
głowie chodzą chore scenariusze.
Wstrzymałam oddech, gdy ponownie usłyszałam hałas dobiegający z dołu.
A więc to nie jego słyszałam. Odwróciłam szybko głowę w kierunku
dobiegającego do nas dźwięku.
- Nie ma go tu, musiał pobiec w inne miejsce
- Musimy go znaleźć! Nie wiemy po co tu jest i jak wielkie zagrożenie stanowi! Przeszukajcie całą okolicę.
- Tak jest! – rozmowa się urwała, a kroki oddaliły od mojego domu.
Musieli to być ludzie z Jednostek Porządkowych. Szukali kogoś, a ja
nawet nie musiałam się długo zastanawiać, nad przyczyną ich poszukiwań.
Usłyszałam nad sobą, że mężczyzna, który powalił mnie na podłogę wzdycha
z ulgą i zaraz po tym rozluźnia nieco mięśnie. Nie czułam się już aż
tak przygnieciona, więc automatycznie wciągnęłam większą porcje
powietrza do moich zmęczonych płytkim oddechem płuc. Przeniosłam wzrok w
jego kierunku, jednak nadal nie mogłam nic dojrzeć z powodu warunków,
jakie tutaj panowały.
- Puszczę cię, ale masz być cicho i pod żadnym pozorem nie staraj się
uciekać, ani nikogo informować o mojej obecności. Jestem szybszy niż ty
i raczej nie sądzę, abym miał problemy z powstrzymaniem cię od
działania, w dość nieprzyjemny sposób – oznajmił szorstko, czekając na
odpowiedź z mojej strony.
Biorąc pod uwagę fakt, że przez jego rękę zasłaniającą moje usta nie
mogłam nic mówić, pozostało mi tylko kiwnięcie głową. Oczywiście, że
przystałam na jego warunki. Wcale nie uśmiechało mi się bycie
pokiereszowanym przez jakiegoś nieznajomego faceta. Byłam jeszcze
stanowczo za młoda na śmierć czy kalectwo, a sądząc po sytuacji, on
byłby w stanie posunąć się do tego, żeby zrobić krzywdę niewinnej
osobie.
- Dobra dziewczynka – skwitował i podniósł się do góry, jednocześnie
ciągnąc mnie za ramię zaraz za sobą. Syknęłam z bólu, ale nie starałam
się wyrywać z jego uścisku.
Pociągnął mnie do środka pomieszczenia i kazał zamknąć drzwi
balkonowe. Oczywiście nie musiał powtarzać dwa razy. Zrobiłam posłusznie
to co kazał, wciąż słysząc zbyt głośne bicie swojego serca. Nie
rozumiałam, jak mój umysł może być tak spokojny, kiedy ciało mam
praktycznie sparaliżowane z przerażenia. Odwróciłam się ponownie w jego
kierunku. Nie poruszał się, widziałam tylko rysy jego sylwetki rysowane
przez nikłe światło dobiegające z korytarza. Byłam ciekawa kto mnie
napadł, ale nie śmiałam podejść do włącznika światła. Nie chciałam
ryzykować żadnym ruchem, bo nie wiedziałam, co może wytrącić go z
równowagi. Z uparciem wpatrywałam się w jego kierunku, i nie musiałam
zbyt długo czekać na efekty. W tym samym momencie zabłysła błyskawica za
oknem, pozwalając mi spojrzeć w twarz intruzowi.
Musiałam przyznać. Jak na kogoś, kto mógł mnie zamordować – wyglądał bardzo przystępnie.
aaa
OdpowiedzUsuńNie nabijaj sobie sama komentarzy, spamerze!
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie tym. Ciekawy rozdział, masz podobny język do tego, co akurat czytasz. Niedługo zabieram się za czytanie reszty :)
OdpowiedzUsuń- Karo