23 sie 2014

[01] Tajemnice deszczu

Zawsze miałam problem ze zrozumieniem dzisiejszego świata. W jednym momencie jesteśmy kimś ważnym i idziemy wprost przed siebie z pogodną miną. Następnego dnia zaś zaczyna padać deszcz. Trwa długo i razem z nim zmywane są nasze chwile radości i sukcesy. Przynajmniej tak uważa większość ludzi.
Nie wiem już nawet ile razy przyłapałam się na obserwowaniu pogody. Inni po prostu mijają się ze mną, zajmując się swoimi życiami i sprawami ważnymi, a ja błądzę jakbym tak na prawdę nigdy do nich nie pasowała. Nic dziwnego, że nie potrafię znaleźć swojej profesji, ani osoby, która byłaby zdolna do inwestycji w moją przyszłość. Za bardzo bujam w chmurach i za bardzo kocham to uczucie.
Od dziecka uważałam, że deszcz ma w sobie pewną cząstkę magii, którą potrafią dojrzeć tylko nieliczni – ponieważ jest ona tak dobrze ukryta, że osoby przepełnione już swoim życiem – nie będą w stanie jej dojrzeć. A ja czuję się niemiłosiernie pusta i dzięki temu mam możliwość dostrzeżenia tej magii. Kocham niepogodę, spokój jaki powstaje dzięki niej na ulicach i chaos, jaki tworzy w powietrzu, ocierając się wiatrem o przedmioty na swojej drodze. Nie zgadzam się z opinią ludzi, która wpajana mi jest od dawna. Deszcz to nie smutek, deszcz to po prostu tajemnica.
I właśnie dzisiaj, w deszczowy i wyjątkowo ciemny deszcz – wracałam do swojego domu, po odbyciu kolejnej nic nie przynoszącej w moim życiu rozmowie o pracę. Widocznie będę musiała się nauczyć żyć bez profesji, albo znaleźć jakiś sposób, by znaleźć się poza granicami miasta. Żyję w jednym z głównych Miast Prawych – Geoxie. Słyszałam, że urodzenie się w tym miejscu sprawia, że przez resztę społeczeństwa jesteś postrzegany jako osoba lepsza, wyższa. Osobiście nie rozumiem co takiego wspaniałego jest w życiu tutaj i co nas wyróżnia od innych. Racja, że nie byłam nigdy poza miastem i nie znam innych realiów niż te, w których się wychowałam, ale spotykałam ludzi z poza i wcale nie wystawali spoza tłumu. Każdy  pracuje dla siebie, dba o bezpieczeństwo i unika łamania prawa – jak tylko jest to możliwe. Rzadko kiedy można się tu spotkać z sytuacją, że do kogoś zostały wezwane Jednostki Porządkowe. Ludzie tutaj są po prostu grzeczni, bo i tak na niczym nikomu nie zależy, skoro nie istnieją tu większe zmartwienia i problemy. Podobno w innych miastach jest ciekawiej… inaczej, ale nikt nie zna szczegółów. Przybysze zza granic nic nie mówią, a nam, nawet jeśli ktoś by się czegoś dowiedział – nie wolno jest o tym rozmawiać.
Prawi, czyli nasz obecny Rząd, stanowiący władzę nad wszystkim i wszystkimi, nie pozwala, aby swoboda wdarła się do tego miejsca.  Chcą naszego bezpieczeństwa i każde swoje działanie tłumaczą tym, że bronią nas przed Innymi.
Słyszałam, że Inni to nie ludzie… Inni to gatunek tylko przypominający ludzi. Są czymś w rodzaju mutantów o dziwnych i sadystycznych zdolnościach. Nikt nie chce mieć z nimi do czynienia i jeśli jakikolwiek Inny pojawia się na terenach miasta – zostaje wyeliminowany. Nie sądzę, aby było wiele do opowiadania w tym temacie. Prawi są przeczuleni na tym punkcie, a tak naprawdę nie łatwo jest się dowiedzieć o jakimkolwiek przypadku dostania się Innych do ludzi.
Nigdy na własne oczy nie widziałam nikogo podejrzanego, ale mimo wysokiego niebezpieczeństwa, które kryje się za kontaktami z nimi – jestem ciekawa. Oni mają w sobie nutkę tajemniczości… dokładnie tą samą, jaką posiadają krople deszczu, uderzające o powierzchnię ziemi, dachy, parapety. W końcu podobnie jak deszcz – większość ludzi woli ich unikać, nie starając się nawet odkryć jaki tam naprawdę jest ich sens istnienia.
Doszłam do swojego domu, złożyłam parasol i sięgnęłam do kieszeni, chcąc wydobyć z niej klucze. Nie znalazłam ich tam jednak. Przegrzebałam inne kieszenie, a potem wnętrze torby – z tym samym skutkiem. No pięknie, jak na złość jestem zmuszona do znalezienia innego sposobu by dostać się do własnego mieszkania, bo oczywiście moja niechciana skleroza musiała się objawić właśnie teraz.
Już miałam odejść od drzwi wejściowych i zacząć obchód wokół budynku, jednak w ostatniej chwili pociągnęłam za klamkę, chcąc się upewnić, czy na pewno  tradycyjną drogą nie uda mi się dostać do środka.
Ku mojemu zdziwieniu – drzwi nie były zamknięte. Pchnęłam je mocniej i weszłam do środka, uprzednio łapiąc po drodze mój cenny parasol. Pewnie nie zamknęłam drzwi, kiedy wychodziłam do urzędu. Spojrzałam na haczyk przy drzwiach i z krzywym uśmiechem na twarzy doszłam do wniosku, że jeśli tak dalej pójdzie, to moja skleroza rozwinie się na tyle, że zapomnę własnego imienia, a tego bym nie chciała.
Nie pofatygowałam się nawet do wieszaka, by odwiesić mój zmoczony do granic możliwości płaszcz. Po przejściu przez próg od razu skierowałam się do salonu, gdzie znajdowały się drzwi balkonowe. Jeśli tak dalej pójdzie to dzisiejszej nocy pogoda będzie nieco mniej przyjazna od zwykłego deszczu. Trzeba skorzystać z okazji, póki można i chociaż przez chwilę jeszcze napawać się zapachem powietrza, jaki przynoszą ze sobą opady.
Otworzyłam drzwi balkonowe i szeroko rozkładając ręce wyszłam na zewnątrz. Rzadko tu pada, więc chciałam z tej chwili wyciągnąć najwięcej jak tylko się da. Przymknęłam oczy, pozwalając by wiatr smagał mnie swoimi zimnymi mackami. Nie interesowało mnie, czy następnego dnia będę przeziębiona, poddałam się chwili, bo kocham to uczucie.
W pewnej chwili usłyszałam hałas dobiegający spod balkonu. Bez chwili zastanowienia zbliżyłam się do barierki i spojrzałam w dół. Nie spodziewałam się tylko, że ta decyzja nie będzie najlepszą. W najgorszym przypadku wyobrażałam sobie jakieś niewinne stworzonko, które nie wiedziało co ze sobą zrobić. Jednak to co się stało następnie, przekroczyło nieco moje oczekiwania. Wszystko działo się tak szybko, że moja głowa nie była w stanie dokładnie rejestrować faktów. Wiedziałam, że ktoś zaszedł mnie od tyłu i podciął nogi. W ułamku sekundy znalazłam się na plecach, przygnieciona do mokrej posadzki. Mogłam usłyszeć bicie własnego serca. Czułam jednocześnie ból w płucach, które domagały się tlenu. Mimo to nie śmiałam zaczerpnąć powietrza. Bałam się, ponieważ czułam na swojej szyi zimno ostrza i ciepło czyjegoś stanowczo zbyt szybkiego oddechu. Oczy miałam zamknięte, ale reszta zmysłów starała się zrozumieć co się dzieje, w większości jednak nieskutecznie.
- Nie ruszaj się przez chwilę, ani słowa i nawet nie myśl o piszczeniu – usłyszałam stanowcze słowa i niepewnie otworzyłam oczy, żeby choć wiedzieć, kto mnie zaatakował. Niestety, z braku światła i przez obecność kropel, wciąż spadających na moją twarz, nie byłam w stanie określić, jak wygląda napastnik. Poruszyłam się niespokojnie pod jego ciężarem, czując, że ułożenie w jakim się znajduję należało do bardzo niekomfortowych.
- Powiedziałem, żebyś się nie ruszała – powtórzył szeptem, zbliżając się bardziej do mojego ucha, jakby naprawdę chciał uniknąć jakiegokolwiek wydawania dźwięków. Mimo jego przyciszonego głosu słyszałam, że nie żartuje i kryje się za tym zdaniem groźba. Poczułam, że nóż zbliżył się nieco do mojej skóry, nieprzyjemnie drażniąc jej powierzchnię.
Jednym pociągnięciem mógł mnie zabić, ale widocznie był oswojony z tą myślą, bo jego ręka nie drżała. Mimo faktu, że moje serce biło jak oszalałe ze strachu i każdy oddech bolał – byłam w stanie wyczuć mniej więcej jak się czuje napastnik. Był zdenerwowany, a ja zamiast panikować… Zastanawiałam się, jaka jest tego przyczyna. Zaśmiałam się w myślach z samej siebie. To głupie. Ktoś targa się na moje życie, a mi po głowie chodzą chore scenariusze.
Wstrzymałam oddech, gdy ponownie usłyszałam hałas dobiegający z dołu. A więc to nie jego słyszałam. Odwróciłam szybko głowę w kierunku dobiegającego do nas dźwięku.
- Nie ma go tu, musiał pobiec w inne miejsce
- Musimy go znaleźć! Nie wiemy po co tu jest i jak wielkie zagrożenie stanowi! Przeszukajcie całą okolicę.
- Tak jest! – rozmowa się urwała, a kroki oddaliły od mojego domu.
Musieli to być ludzie z Jednostek Porządkowych. Szukali kogoś, a ja nawet nie musiałam się długo zastanawiać, nad przyczyną ich poszukiwań. Usłyszałam nad sobą, że mężczyzna, który powalił mnie na podłogę wzdycha z ulgą i zaraz po tym rozluźnia nieco mięśnie. Nie czułam się już aż tak przygnieciona, więc automatycznie wciągnęłam większą porcje powietrza do moich zmęczonych płytkim oddechem płuc. Przeniosłam wzrok w jego kierunku, jednak nadal nie mogłam nic dojrzeć z powodu warunków, jakie tutaj panowały.
- Puszczę cię, ale masz być cicho i pod żadnym pozorem nie staraj się uciekać, ani nikogo informować o mojej obecności. Jestem szybszy niż ty i raczej nie sądzę, abym miał problemy z powstrzymaniem cię od działania, w dość nieprzyjemny sposób – oznajmił szorstko, czekając na odpowiedź z mojej strony.
Biorąc pod uwagę fakt, że przez jego rękę zasłaniającą moje usta nie mogłam nic mówić, pozostało mi tylko kiwnięcie głową. Oczywiście, że przystałam na jego warunki. Wcale nie uśmiechało mi się bycie pokiereszowanym przez jakiegoś nieznajomego faceta. Byłam jeszcze stanowczo za młoda na śmierć czy kalectwo, a sądząc po sytuacji, on byłby w stanie posunąć się do tego, żeby zrobić krzywdę niewinnej osobie.
- Dobra dziewczynka – skwitował i podniósł się do góry, jednocześnie ciągnąc mnie za ramię zaraz za sobą. Syknęłam z bólu, ale nie starałam się wyrywać z jego uścisku.
Pociągnął mnie do środka pomieszczenia i kazał zamknąć drzwi balkonowe. Oczywiście nie musiał powtarzać dwa razy. Zrobiłam posłusznie to co kazał, wciąż słysząc zbyt głośne bicie swojego serca. Nie rozumiałam, jak mój umysł może być tak spokojny, kiedy ciało mam praktycznie sparaliżowane z przerażenia. Odwróciłam się ponownie w jego kierunku. Nie poruszał się, widziałam tylko rysy jego sylwetki rysowane przez nikłe światło dobiegające z korytarza. Byłam ciekawa kto mnie napadł, ale nie śmiałam podejść do włącznika światła. Nie chciałam ryzykować żadnym ruchem, bo nie wiedziałam, co może wytrącić go z równowagi. Z uparciem wpatrywałam się w jego kierunku, i nie musiałam zbyt długo czekać na efekty. W tym samym momencie zabłysła błyskawica za oknem, pozwalając mi spojrzeć w twarz intruzowi.
Musiałam przyznać. Jak na kogoś, kto mógł mnie zamordować – wyglądał bardzo przystępnie.

3 komentarze:

  1. Nie nabijaj sobie sama komentarzy, spamerze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zainteresowałaś mnie tym. Ciekawy rozdział, masz podobny język do tego, co akurat czytasz. Niedługo zabieram się za czytanie reszty :)
    - Karo

    OdpowiedzUsuń