Opadłam ciężko na kanapę w salonie, nawet nie siląc się na palenie światła. Nie chciałam teraz już nic więcej widzieć. Byłam zmieszana wszystkim tym, co wydarzyło się na moich oczach tego wieczoru. To miał być kolejny nudny i bezowocny dzień w moim życiu. Racja, że nigdy nie byłam zadowolona ze schematów, w których przyszło mi żyć, ale nie chciałam, żeby wszystko obróciło się o całe sto osiemdziesiąt stopni. Szukanie wrażeń i nowych doświadczeń nie powinno mieć nic wspólnego z oglądaniem trupów i poznawaniem jakże słodkiego i ciężkiego zapachu krwi.
Byłam tak zdekoncentrowana, przerażona i wyczerpana jednocześnie, że nie byłam w stanie nawet myśleć. Czy powinnam spróbować go wydać? Może udałoby mi się jakoś przekonać władze, że nie miałam nic wspólnego z tym, co się tu wydarzyło. W końcu byłam teraz więźniem we własnym domu. Bez umiejętności do obrony i bez możliwości skontaktowania się z bliskimi. Oparłam głowę na otwartych dłoniach i wciągnęłam dużą ilość powietrza, aby uspokoić szalejące we mnie napięcie.
Poczułam się załamana. Dotarło do mnie, że nawet gdybym chciała się z kimś skontaktować, to nie miałabym się do kogo odezwać poza Rządem. Czy to strach odebrał mi umiejętność myślenia, czy naprawdę byłam taka samotna, jak to teraz odczułam? Tego nie wiedziałam, nie potrafiłam się nad tym zastanowić.
Podniosłam się z kanapy i wolnymi krokami wyszłam na korytarz, przyglądając się leżącym na zakrwawionym dywanie ciałom. Byli tylko pionkami w rękach Rządu i zginęli, poszukując jednego człowieka. Ciekawe co poczują ich rodziny, gdy dowiedzą się, że nigdy więcej ich nie ujrzą. Może mieli dzieci, dla których wybrali tak niebezpieczną pracę… dla których byliby w stanie poświęcić życie, byle ich wyżywić i zapewnić opiekę.
Przetarłam oczy i dopiero wtedy zrozumiałam, że płaczę. Śmieszne, że przestałam zdawać sobie sprawę nawet z własnych akcji. Jeśli to wszystko było snem, chciałabym się już obudzić. Niestety jednak, to była rzeczywistość, tak samo prawdziwa jak ból, który okrywał moje ciało w niektórych miejscach. Rzuciłam okiem na wieszak, który tego wieczoru chciał się wbić w moje plecy dwukrotnie. Byłam wdzięczna, że to się nie stało, nie wiem czy zniosłabym widok większej ilości krwi.
Byłam słaba i dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.
- Oni tu wrócą. – Usłyszałam głos intruza dobiegający z kuchni.
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co ma na myśli. W końcu tych dwoje mężczyzn było odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Musieli mieć wiec przy sobie nadajniki, które wysyłały sygnał do centrali, gdzie w danej chwili się znajdują, może nawet wyczuwały, czy funkcje życiowe nadal są w normie. W pierwszym wypadku, mogliśmy liczyć na może godzinę lub dwie spokoju. Jednak, jeśli nadajniki były w stanie wyczytać i przesłać dalej więcej informacji – kolejni goście w tym domu mogli się pojawić szybciej niż bym chciała.
Blond-włosy intruz jednak nie wydawał się przejmować tym faktem. Zrobiłam kilka kroków w stronę kuchni, wystarczająco by być w stanie dojrzeć jego sylwetkę. Jadł spokojnie, bez zbędnego pośpiechu czy nerwów. Zdawał się nawet być zadowolony z tego co stało przed nim na stole. Nie miałam w domu wiele, tylko wczorajszy zimny obiad, którego nie zdołałam zjeść sama, i to nie dlatego, że moje umiejętności kulinarne są kiepskie, ale po prostu zrobiłam zbyt wiele. Wydawało się to trochę nie prawidłowe, że nie potrafiłam ocenić ile będę w stanie sama zjeść. W końcu mieszkałam bez rodziny czy współlokatora od kiedy tylko pamiętam. A jednak niektórych rzeczy nie byłam w stanie wyjaśnić, zrozumieć czy ocenić. Nie rozchodziłam się nad tym zbyt dokładnie. Zdaje się, że myślenie nigdy nie było moją mocną stroną. To by tylko potwierdzało fakt, że z moim wykształceniem nie potrafiłam znaleźć pracy i często zapominałam najprostszych rzeczy.
Gdy mężczyzna wyczuł mój wzrok na sobie, automatycznie zmienił swoją postawę. Już nie jadł ze smakiem, jak wcześniej. Przetarł niedbale usta, rozsmarowując na twarzy jedzenie z pozostałością krwi. Mógł mieć przystojne rysy twarzy, ale w tym momencie wydawał się co najmniej odrażający. Przeszył mnie zimnym wzrokiem i wrócił do swojego zajęcia, wykańczając powoli zawartość mojej lodówki.
Teraz miałam chwile, żeby mu się dokładniej przyjrzeć. Wyglądał na twardego i dobrze umięśnionego człowieka, jednocześnie jednak był przesadnie chudy, tak jakby poza kośćmi i mięśniami jego ciała nie budowało nic innego. Posiadał ostre rysy na nieco wyciągniętej twarzy. Miał półdługie, brudne blond włosy, wygolone z jednej strony. Wyglądał trochę śmiesznie w tym połączeniu, ale jednocześnie budził grozę. Nosił czarną, zniszczoną kurtkę, pod którą znajdował się szary podkoszulek z widocznymi zaciekami, różnego pochodzenia.
Chciałam zajrzeć głębiej do pomieszczenia i przyjrzeć się jeszcze dokładniej jego postaci. Miałam przynajmniej zajęcie, które odciągnęło mnie od myślenia o tym co mnie czeka, jak tylko zjawią się tu kolejni ze Służby Porządkowej. Jednak zirytowany głos Intruza sprawił, że wróciłam do rzeczywistości.
- Mogłabyś się zająć czymś bardziej pożytecznym?
Zawahałam się na moment, zastanawiając się czy nie wrócić do salonu i po prostu czekać na smutny koniec, ale jednak zostałam w miejscu, przytłoczona jego ciężkim wzrokiem. – Nie mam już czym się zajmować. – Odpowiedziałam ostrożnie, nie wiedząc czy dobrze robię, zwracając się do niego z pretensją. Cóż… gorzej na pewno już nie będzie.
Mężczyzna włożył do ust ostatni kawałek mięsa, pogryzł go powoli i ponownie przetarł usta ręką, brudząc swoją twarz jeszcze bardziej. Nie odpowiedział na to co powiedziałam. Nie wiem nawet czy usłyszał moje słowa. Może mi się tylko wydawało, że wydałam z siebie jakikolwiek dźwięk? Kto wie, jak zachowuje się moje ciało w stanie przerażenia. Mogłam zwariować, zacząć widzieć i słyszeć rzeczy. Takie rzeczy podobno działy się z ludźmi, który znaleźli się zbyt blisko śmierci, bądź byli jej świadkami.
Przełknęłam ciężko ślinę i opuściłam głowę w dół. Słyszałam, że Intruz odsuwa krzesło od stołu, wstaje. Robi jeden ciężki krok, drugi, trzeci. Podchodzi do mnie, a ja czuję jak moje serce ponownie zaczyna szaleć ze strachu. Stanął przy wejściu do kuchni, pół metra ode mnie. Poznałam znajomy mi już dźwięk wyciąganego z rękawa sztyletu. A więc jednak to nie Służby Porządkowe dostaną mnie w swoje ręce. Teraz straciłam już nawet nadzieję, którą miałam. W końcu przesłuchanie nie musiało być takie straszne. Mogli mi zadać kilka pytań, przeznaczyć psychologa do opieki i wypuścić na wolność.
Byłam pewna śmierci, jednak ta nie nadchodziła. Podniosłam lekko głowę i spojrzałam w jego stronę. Przecierał sztylet swoim podkoszulkiem, czyszcząc go w ten sposób. Chyba bawił go fakt, że mnie przeraża.
- Trzeba dbać o ostrze. Krew je niszczy, a na kolejne musiałbym czekać zbyt długo. – Powiedział ze spokojem, jakby dzielenie się ze mną tą informacją miało jakieś znaczenie. – Weź plecak, ubranie na zmianę i wody w butelce.
- C-co? – Nie bardzo wierzyłam w to co teraz usłyszałam. Może na prawdę zwariowałam w tym krótkim czasie.
- Pomogę ci uniknąć rozmowy ze Służbami Porządkowymi, to za posiłek. – Odpowiedział beznamiętnie i wszedł do salonu.
Przez chwilę stałam w miejscu analizując za i przeciw… Gdyby odszedł, zanim ktokolwiek się tu pojawi, zostałabym uznana za przestępcę. W końcu udzieliłam schronienia niebezpiecznej osobie, nie zawiadomiłam władz i pozwoliłam by zabił dwoje ludzi. Z takim scenariuszem i brakiem świadków mogłam już powoli wyobrażać sobie chłód celi, w której przyszłoby mi żyć.
Ale co gdybym pozwoliła się wyprowadzić z tego miejsca? Także skończyłabym z łatką przestępcy, ale przynajmniej byłabym w jakimś stopniu wolna i wciąż miała nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. Problem jednak tkwił w tym, że podążyłabym za Intruzem, który potrafił zabijać z zimną krwią i nienawiścią przepełniającą jego ruchy. Wolałam jednak wybrać choć krztę nadziei. W końcu na nic lepszego nawet nie mogłam liczyć.
Ruszyłam do sypialni i pospiesznie spakowałam kilka rzeczy, wiedząc że nie mamy wiele czasu na opuszczenie tego pomieszczenia. Nie wierzyłam samej sobie, że dałam się w to wplątać. Chciałam ciekawe życie… gratulacje Alex – twoje życzenie się właśnie spełnia. Szybkim krokiem skierowałam się do kuchni. Po spakowaniu butelek wody do torby stwierdziłam, że na razie powinno to wystarczyć. Zanim jednak wyszłam z pomieszczenia, wrzuciłam do plecaka kilka batoników pozostawionych w górnej półce.
Kiedy skończyłam Intruz był już gotowy i czekał na mnie w salonie przy otwartym balkonie. Byłam mu w jakiś dziwny sposób wdzięczna za to, że pomyślał o umyciu twarzy. Widok krwi na jego osobie nie pozwoliłaby mi zapomnieć o dzisiejszym wieczorze nawet na sekundę. Chociaż ciężko było powiedzieć, czy to czego mogę zostać światkiem, jak opuszczę ten dom, nie będzie jeszcze gorsze.
Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do balkonu, kiwając do niego głową, pokazując w ten sposób, że jestem gotowa. Chociaż wcale się tak nie czułam. Zabrał ode mnie plecak i zarzucił sobie na plecy. Chciałam zaprotestować, ale po chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że wyjście z domu przez balkon może być wystarczająco trudne i nie potrzeba mi zbędnego bagażu.
Intruz bez słowa podszedł do barierek, przekroczył je i podpierając swoje stopy na ścianie pod balkonem opuścił się niżej, po chwili zeskakując. Zwinne wylądował na trawie, co pewnie w moim przypadku zakończy się upadkiem. W sumie wcale się nie myliłam. W momencie, gdy chciałam podeprzeć się o ścianę, podobnie jak on – moja stopa pośliznęła się, przez co moja równowaga została zachwiana. Puściłam barierki i poleciałam w dół. Dzięki bogu, padający deszcz zagłuszył moje nieudolne lądowanie.
Mężczyzna nawet się nie obejrzał, widocznie mając głęboko w poważaniu to, co się ze mną dzieje. Stanął na rogu budynku i rozejrzał się dookoła. Ja w tym czasie się podniosłam i zrównałam z nim. Nie musiałam być wybitnie mądra, żeby zrozumieć, że badał otoczenie w poszukiwaniu bezpiecznej drogi ucieczki. Kiedy się tu dostał, zapewne nie miał na sumieniu dwóch facetów, więc jego zadanie było teraz utrudnione.
Widocznie szybko przemyślał jakiś plan, bo deszcz nie zdążył mnie nawet do końca przemoczyć, kiedy ruchem ręki dał mi znać, abym podążała za nim. Usłyszałam nad głową dźwięk wyłamywanych drzwi i krzyków. A więc udało nam się wyjść z domu praktycznie w ostatnim momencie. W pewien sposób, była to dla mnie miła wiadomość… chociaż fakt, że Jednostki Porządkowe były już na tropie, sprawiał że na moim ciele pojawiły się ciarki. Nie czekając na to, aż mój „przewodnik” się zirytuje – ruszyłam szybkim krokiem, pilnując aby trzymać swoją głowę nisko i stawiać nogi w takim miejscu, aby obyło się bez zbędnego hałasu. Chociaż widząc jego pędzące przede mną plecy, doszłam do wniosku, że nawet by na mnie nie czekał. Może miał w sobie to poczucie obowiązku, przez to, że nie zrobiłam alarmu, gdy pojawił się u mnie w mieszkaniu, jednak byłam prawie pewna, że jeśli przypadkiem bym się zgubiła – wcale nie poczułby straty, zwłaszcza mając ze sobą prowizoryczne zapasy, których nie musiałby z nikim dzielić.
Minęliśmy kilka ogrodów, trzymając się kurczowo tyłów osiedla, po czym Intruz skręcił w stronę płotu oddzielającego ulicę od terenów zamieszkanych, zrobił kilka szybkich kroków i wybił się niesamowicie wysoko, by złapać się ogrodzenia. Wspiął się na nie, bez najmniejszego problemu po czym odwrócił się i podał mi rękę. Niechętnie złapałam go za dłoń, wiedząc że to właśnie nią zabił innego człowieka, jednak w tamtym momencie nie bardzo miałam wybór. Czułam, że Jednostki Porządkowe są wystarczająco dobrze wyszkolone, aby bez problemu znaleźć nasze ślady i podążyć za nimi. W końcu pilnowały bezpieczeństwa mieszkańców od kiedy tylko powstało to miasto. Było tu spokojnie, więc w ich akcjach nie można było liczyć na większe błędy.
Po przeskoczeniu na drugą stronę, ruszyliśmy biegiem przez ulicę, zatrzymując przez to kilku bardzo zaskoczonych kierowców. To jak szybko był on w stanie się poruszać było niemal zaskakujące. Wyraźnie było widać, że nie tylko w zabijaniu miał duże doświadczenie. Nie mógł być z Geoxu… Tutaj ludzie nie potrafili złamać najprostszych zasad, a co dopiero zabijać i być w tym ekspertem.
Powoli czułam, że moje mięśnie nie dadzą dłużej rady. Intruz nadawał zbyt duże tempo, aby mój organizm był w stanie sobie z nim poradzić. Deszcz był dodatkową przeszkodą, zwłaszcza, gdy momentami chciałam zaczerpnąć większą ilość powietrza do płuc. Nie narzekałam jednak, usiłując dać z siebie tyle, na ile tylko było mnie stać.
W końcu, po pokonaniu kilku kilometrów, zwolniliśmy tempo. Znajdowaliśmy się niebezpiecznie blisko granicy miasta. Przewidywałam, że pewnie tak to się skończy, widząc co potrafi ten mężczyzna, mimo to byłam zaskoczona, że od razu skierowaliśmy się w tym kierunku.
Ilość opowiadań o tym, co jest na zewnątrz i jak ciężko się w ogóle stąd wydostać była wystarczająco duża, aby dodać mi kolejnych powodów do lęku. Podobno ludzie nie są w stanie przeżyć tam bez uprzedniego, bardzo dobrego przygotowania do podróży. Jeśli tutaj pada deszcz i burza, to tam prawdopodobnie szaleje huragan, niszcząc wszystko, co tylko znajdzie się na jego drodze.
Zawahałam się, przez chwilę zastanawiając się, czy nie lepiej będzie zostać tutaj, dać się złapać, bądź po prostu żyć, chowając się przed innymi ludźmi? Ale ile byłabym w stanie przeżyć w ten sposób? Pewnie zostałabym znaleziona martwa, z powodu zagłodzenia, bądź odnaleźliby mnie ludzie z Rządu, także skazując na śmierć.
Spojrzałam na towarzyszącego mi mężczyznę z obawą. Zdawał się nadal nie przejmować zbytnio moją obecnością. Bardziej go pewnie interesowało to gdzie się ukryć, bądź w jaki sposób przejść przez mury miasta. Rozejrzałam się dookoła. Mimo, że granica Geoxu skupiała na sobie większość mojej uwagi, to nie umknęło mi nic co znajdowało się pod nią. Zgadywałam, że byliśmy na terenie strzeżonym, ponieważ pomiędzy bardzo skąpymi w budowie budynkami, co chwilę przechodził ktoś z Jednostek Porządkowych z bronią w rękach.
Nie śmiałam wydać z siebie żadnego dźwięku, tylko szłam posłusznie za przewodnikiem. W końcu przystanęliśmy na chwilę przy jednym z tych budynków. Blondyn sprawdził czy drzwi w budynku są otwarte, po czym wszedł do środka, uprzednio pokazując mi, abym ruszyła za nim, zachowując się cicho. W sumie nie musiał mnie o to prosić. Wolałabym nie ryzykować rozstrzelania na miejscu.
Zamknęłam za nami drzwi i stawiając małe kroki poruszałam się do przodu. Nie czułam się tu wcale bardziej bezpiecznie, niż w domu czy na zewnątrz. Było to dla mnie nieco nielogiczne, że zamiast uciekać od niebezpieczeństwa, zaprowadził nas w nie jeszcze głębiej. Może chciał się mnie w ten sposób pozbyć, udając, że w jakiś sposób mi pomaga?
Weszliśmy po schodach na górę, co nie było łatwe, gdy nie wiedziałam ile jest stopni do pokonania, a wokół panowała prawie całkowita ciemność. W końcu mogłam chwile odpocząć. Dopiero, gdy usiadłam na zimnej podłodze, zdałam sobie sprawę z tego, że byłam wykończona. Od biegu bolały mnie mięśnie, a przemoczone ciuchy nieprzyjemnie kleiły się do ciała, utrzymując na mojej skórze stały chłód. Objęłam rekami kolana i podciągnęłam do siebie, starając się chociaż w ten sposób nieco ogrzać.
Nie wiem ile czasu minęło od kiedy uciekliśmy z mojego mieszkania. Mogło to być trzydzieści minut lub kilka godzin. Czas nie miał jednak takiego znaczenia. Chciałam jak najszybciej przebrać się w suche ubranie i mieć już spokój. Odpocząć… bo miejsce, w którym teraz się znajdowaliśmy, nie należało raczej do wymarzonego miejsca na nabranie sił.
Bardzo długą ciszę przerwał w końcu ściszony głos Intruza.
- Zostań tutaj i zachowuj się cicho. – Oznajmił rozkazującym tonem, jednocześnie przeładowując broń. Wcześniej nie zauważyłam, aby miał przy sobie pistolet. Powinnam była skupić się bardziej na oglądaniu jego ekwipunku niż sylwetki. Nie mogłam w końcu zapomnieć o tym, z kim mam do czynienia, i że w każdym momencie mógł mnie zaatakować, pozbywając się problemu. – Nie przebieraj się jeszcze, to co masz w plecaku przyda ci się w gorszym momencie. – Jego słowa sprawiły, że przeszedł mnie dreszcz. Jeśli ma być jeszcze gorzej niż jest teraz, to może wyruszenie z nim, nie było takim dobrym pomysłem. Czasem to co wydaje się gorsze, jest lepszym wyjściem niż mogłoby się wydawać. Schowałam głowę między kolanami i zamknęłam oczy. Słyszałam tylko, jak jego kroki oddalają się ode mnie, po czym opuścił budynek. Zostałam pozostawiona sama sobie. Nie chciałam nawet sobie wyobrażać tego co mnie czeka. Los jednak był dla mnie na tyle łaskawy, że pozwolił mi zasnąć mimo niekomfortowej sytuacji. Zmęczenie robiło swoje, dodatkowo większa ilość energii pozwoli mi się jakoś trzymać.
~
Ciemnowłosa dziewczyna weszła do pomieszczenia dumnym krokiem, witając skinieniem głowy starszego mężczyznę siedzącego za poniszczonym drewnianym stołem. Mężczyzna odwzajemnił przywitanie, prostując się w fotelu. Wskazał ruchem ręki na krzesło znajdujące się naprzeciwko niego. Jego gość nie wahał się jednak i z widoczną pogardą w ruchach, zajął miejsce, po czym przeszył starca zimnym spojrzeniem.
- Nie uda mu się, idiota zabrał ze sobą ogon. – Oznajmiła ze wściekłością. – Uprzedzałam, że on nie będzie się nadawał do tego zadania, że to …
- … ty powinnaś to zrobić? – dokończył za nią, wyraźnie będąc nie poruszonym jej słowami. – Wiem co czujesz moja droga. Jednak oboje dobrze wiemy, co przekazał nam Swen. Nie możemy ryzykować, mając przed oczami wyraźny dowód, że zmierzamy w dobrym kierunku. – Ciemnowłosa zaśmiała się.
- Dowód? Przed oczami? – Zadrwiła, cytując słowa starca. – Swen mógł się mylić. Nie widział w końcu żadnej osoby trzeciej wmieszanej w to wszystko. On zszedł z toru… - z tymi słowami podniosła się i skierowała w stronę wyjścia, zanim jednak opuściła pokój, dodała – jeśli na niego nie wróci, zawali. A przez niego ucierpi kolonia.
Ok. Miało być motywacyjnie :D Naprawdę przyjemnie się czyta. Opisy tak dobre, że aż zgłodniałam czytając. Następnym razem uprzedź, żeby nie czytać ich zbyt późno :D Zaciekawiła oczywiście ciemnowłosa wściekła dziewczyna. Oby była też okrutna :D Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńCóż w końcu jestem i nadrabiam zaległości w komentarzach. Zaczynam od tego rozdziału. Biedna Alex, intruz w domu i jeszcze no panoszy się "- Mogłabyś się zająć czymś bardziej pożytecznym?", chyba mnie by ^&%&8 ale to tylko ja tak reaguje nawet gdyby mi ktoś zagrażał. Nowe postaci wow wow, to dobrze, że je wprowadziłaś, krótko na razie, ale zawsze. Już wie skąd ten dobry u ciebie styl opisu, który przychodzi ci tak łatwo, jest prosty jednocześnie zawierając szczegółowość, dlatego jest taki dobry i specyficzny. Naprawdę czytając autorkę Julii musiałaś wiele wziąć do siebie, mi nawet GRRM nie pomoże bo mam "schizmaty" -.-
OdpowiedzUsuń