23 sie 2014

[02] Oblicze Intruza


Świat, w którym teraz żyjemy jest podobno znacznie inny, niż był kiedyś. Chciałabym być w stanie zobaczyć jeszcze prawdziwe drzewa, źródlaną wodę. To wszystko co kiedyś istniało na Ziemi zostało zniszczone przez ludzi. Kiedyś nie trzeba było się obawiać znalezienia się samemu wśród drzew, nie trzeba było nosić ze sobą nadajników, nikt nie zabraniał nam poznawania. Teraz wyjście poza wyznaczone do życia granice – jest nielegalne, a wycieczkę można przypłacić zdrowiem, jak nie życiem.
W roku 2410 wybuchła jedna z największych wojen na świecie. Zamieszana była w to prawie cała ludzkość. Ludzie nie nauczyli się, że zdobywanie rzeczy siłą to nie rozwiązanie. Historia innych, nie stała się dla nich przykładem. Problem jednak tkwił nie w samej walce, ale w tym, w jaki sposób walczono. Bronie i artyleria były zbyt słabe dla panujących ówcześnie władców. Sięgnęli po więcej. Zaczęło się od broni biologicznej. Tysiące ludzi umierało, wieś po wsi, miasto po mieście… Państwo po państwie. Niewielu niewinnych przeżyło. Tylko bogaci, ci którzy mieli środki aby się zabezpieczyć – przeżyli. Zdezerterowali na inne planety, uważając że tam zaznają spokoju.
Po broniach biologicznych przyszedł czas na nuklearne. Ludzie stali się tak chciwi, że gdy dochodziło do momentu, że nie mogli czegoś zdobyć – niszczyli to, aby nikt inny nie był wstanie stać się silniejszym od nich. Uczono nas w szkołach, że chciwość to już nie grzech, to już przestępstwo. Pokazano nam co potrafi zrobić człowiek, gdy zatraca uczucia ludzkie. Stawał się wtedy potworem, w skórze ludzkiej. Gdy już raz rozpoczęto walkę, nikt nie bronił praw ludzkich. Zanikły tak, jakby człowiek zabił nie tylko siebie, ale i ludzkość jednocześnie.
Ziemia po tamtej wojnie nie wróciła do siebie, nie istniało prawie nic. Największe miasta… Nie ważne gdzie, USA, Chiny, Niemcy – wszystko upadło. Po zrzuceniu bomb Ziemia stała się jedną wielką pustynią. Świat po prostu zaczął wariować, na całej planecie zaczęły się burze, trwające miesiącami, zalewające wszystko, niszczące swoją potęgą. Po burzach przychodził czas na susze… Słońce potrafiło zabić, gdy pozostawało się na nim zbyt długo. Ciepło, promieniowanie, wiatry, huragany – wszystko połączyło swoje siły. Zaczęły krążyć opowieści o tym, że planeta uznała nas za chorobę, której trzeba się pozbyć za wszelką cenę. Ale nie każdy był zarażony złem, pychą i chciwością, byli też ludzie dobrzy, chcący pomóc. Odbudowanie życia na Ziemi nie trwało lat, ale dekady, może nawet wieki. Pierwsze miasta, które były w stanie przetrwać wieczne anomalie pogodowe zaczęły stawać na nogi dopiero po roku 2630.
Geox – największe znane ludzkości miasto powstało dokładnie w 2643 roku. Jest to data, która jest znana prawie wszystkim żyjącym ludziom na świecie. Miasta są aktualnie największymi skupiskami społeczeństwa. Nikt nie odważył się stworzyć czegoś na tyle wielkiego, aby można było nazwać to państwem. Tworzenie potężnych miejsc także zaczęto uważać, za działanie chciwości. Po całkowitym upadku Afryki i Australii – ludzkość skupiła się głównie na terenach Europy oraz Azji Środkowej. Do dnia dzisiejszego powstało na tym terenie tylko 98 miast, których liczebność nie przekraczała zazwyczaj 2 milionów istnień. O Ameryce nie wiadomo z historii prawie nic, oprócz tego, że natężenie anomalii pogodowych jest tam stanowczo zbyt silne, aby starczyło czasu na zbudowanie bezpiecznego i wystarczająco dużego schronienia.
Po powstaniu pierwszych miast, ludzie zaczęli odkrywać, że ich ciała się zmieniają. Osoby, które żyły zbyt blisko zagrożenia promieniowaniem lub były zbyt słabe w większości przypadków umierały. Ale okazało się, że niektórzy byli wstanie połączyć się z wrogiem, który wdarł się do ich orgazmów. Na całej Ziemi rozpoczęły się mutacje. Część gatunków zwierząt całkowicie wymarła a ich miejsce zastąpiły inne, o wiele groźniejsze, z przerażającymi umiejętnościami. Ludzie także zaczęli mutować. Kilka kończyn, wyrastających obok oryginałów, zmiany na twarzy, kolor skóry… Budowa mózgu. Niektórzy zapomnieli kim są i także zamienili się w krwiożercze bestie. Szukano na to leku, ale nikt nie był w stanie pomóc zakażonym. Ze względów bezpieczeństwa – osoby te zostały odizolowane od ludzi zdrowych. Część z nich zabito. Nazwano ich Mutantami bądź, jak większość ludzi teraz mówi - Innymi. Dostali zakaz pojawiania się wśród ludzi. Zostali po prostu uznani za nowy gatunek… gatunek, który nie ma prawa nazywać się człowiekiem. Ze względu na to, że byli wstanie przetrwać w ekstremalnie trudnych warunkach – nikt nie postarał się o zapewnienie im jakiegokolwiek schronienia. Wygnanie… Taka była decyzja ostateczna Rządu.
Ludzie Prawi zakazali nam kontaktować się z nimi, tłumacząc wszystko naszym bezpieczeństwem. Nikt nie starał się im nawet przeciwstawiać. W końcu w nowych miastach ponownie zyskaliśmy życie. Jakkolwiek ono nie wyglądało – było zupełnie lepsze niż kilka lat wcześniej. Mogliśmy znowu poczuć się w jakimś stopniu wolni od zmartwień. Powołany Rząd dał nam wszystko czego tylko chcieliśmy, w zamian za posłuszeństwo.
Każde miasto jest chronione przez wysokie mury, zabezpieczające nas przed wiatrem i atakami zwierząt. Nad miastem są rozłożone tarcze, stworzone przez mistrzów inżynierii. Jesteśmy chronieni od słońca, huraganów, burz i ataków dzikich zwierząt. Nasze życie stało się monotonne, ale bezpieczne.
Jest 24 czerwca 2801 roku. Mam na imię Alex, mam 22 lata, skończyłam szkołę dla programistów, poszukuję pracy. Stoję właśnie w ciemnym salonie swojego mieszkania, patrząc się w kierunku nieznanego mi mężczyzny i mam wrażenie, że monotonność mojego życia właśnie się skończyła.
~~
Przełknęłam nerwowo ślinę i starając się nie wykonywać niepotrzebnych ruchów, zapytałam intruza to co krążyło mi po głowie od kiedy tylko zostałam przygwożdżona do podłogi na balkonie. – Jesteś Inn… uhm – zatrzymałam się na chwilę, próbując odzyskać trochę odwagi. – Jesteś człowiekiem? – odchrząknęłam niepewnie i cofnęłam się kilka kroków w tył, tak, że moje plecy spotkały się z drzwiami balkonowymi. Usłyszałam zirytowany chichot.
- A na kogo ci niby wyglądam? – Usłyszałam ciche stuknięcie i zaraz nikły płomyk ognia rozświetlił pomieszczenie, tylko po to by zaraz zgasnąć. Mężczyzna zaciągnął się zapalonym przez siebie papierosem po czym sięgnął w kierunku stolika znajdującego się za nim. Zapalił lampkę i spojrzał na mnie beznamiętnym wzrokiem, jakby czegoś oczekując. Nie drgnęłam, czekając na to co powie. – Chyba nie masz nic przeciwko, żebym się tu zatrzymał na kilka dni? – Zapytał, poprawiając nóż wiszący przy jego pasku.
Zrozumiałam aluzję, więc pospiesznie pokręciłam przecząco głową. Śmierć w tak młodym wieku nigdy nie była moim marzeniem.
- Nie umiesz się odezwać? – Zapytał unosząc brwi.
- N- nie... Możesz zostać ile chcesz. – Odpowiedziałam pośpiesznie, ponownie kręcąc głową jak nawiedzona. Moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa całkowicie. Chciałam móc choć odzyskać władzę nad swoim oddechem. Tak małe porcje powietrza, które wciągałam ze strachu, były naprawdę bolesne.
- Dobra dziewczynka – uśmiechnął się znacząco i wciągnął kolejną porcję tytoniu do płuc, jakby rozkoszując się smakiem tej drobnej trucizny. - Gdzie masz kuchnię?
- Huh? – Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Kuchnia… jedzenie? Wiesz co to, czy już zdążyłaś zapomnieć? – Jego głos brzmiał na nieco zirytowany. Oczywiście, że wiedziałam, o co mu chodziło już na wstępie, po prostu nie mogłam się odnaleźć w tej sytuacji, to wciąż było zbyt nowe i zbyt chaotyczne. Co z tego, że mój umysł potrafił zarejestrować pewne rzeczy, kiedy moje ciało nadal wydawało się być sparaliżowane? – Halo? – odezwał się zniecierpliwiony, brakiem reakcji z mojej strony.
Zamrugałam kilkakrotnie, jakby chcąc obudzić swoje ciało i zmusić je do działania. Nie znam mężczyzny, który znajduje się przede mną, nie wiem jak się zachowuje, nie powinnam ryzykować denerwowaniem go. Jedyne co powinnam teraz zrobić, to słuchać jego poleceń. Będzie tu jakiś czas, odejdzie i znowu będę mogła żyć w spokoju. Jedyne co mi pozostało, to przetrwać te kilka dni bez szwanku. Skarciłam się w głowie, za to, że nagle zrobiłam się taka słaba, ale chyba nie mam innego wyboru.
Odepchnęłam się od drzwi balkonowych i starając się utrzymać kroki w zdecydowanym rytmie, minęłam jego osobę i skierowałam się do kuchni. Gdy znajdowaliśmy się w korytarzu, usłyszałam dzwonek do drzwi. Mężczyzna idący za mną zareagował natychmiastowo, chowając się w cieniu innego pomieszczenia. Nie powiedział nic, tylko skinął głową, abym otworzyła drzwi.
- Jednostki Porządkowe. Mamy nakaz przeszukać okolice i każdy dom. Otwórz drzwi, albo zrobimy to siłą! – Usłyszałam krzyk za drzwiami. Moje serce znowu przyspieszyło  swój rytm, wyczuwając sytuację w jakiej się teraz zalazłam. Jeśli oni go zobaczą… Albo będę martwa albo skończę w mniej przyjemny sposób. Czasu na zastanawianie się co zrobić niestety nie miałam. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do drzwi.
- Już otwieram. – Oznajmiłam i pociągnęłam za klamkę. Automatycznie zostałam pchnięta w kąt, a do mieszkania weszło dwóch, uzbrojonych po zęby, facetów. Nie wyglądali zbyt przyjemnie i na pewno nie przyszli tutaj w pokojowych zamiarach. Syknęłam z bólu, czując jak jeden z wieszaków przywieszonych na ścianie, wbija mi się w plecy. Odsunęłam się od ściany i potarłam obolałe miejsce, jednocześnie modląc się w duchu, że ten tajemniczy mężczyzna dobrze się ukrył albo po prostu odszedł w inne miejsce.
- Przeszukaj to pomieszczenie, ja zajmę się resztą. – Powiedział jeden z nich, wskazując na salon. Po tym skierował swoje kroki w przód, prosto w stronę mojej sypialni. Odetchnęłam, wiedząc, że mogli skierować się od razu do pokoju gościnnego, gdzie aktualnie przebywał tajemniczy intruz.
Nie ruszyłam się z miejsca, tylko czekając na to, jak potoczy się to wszystko. Gdy mężczyzna, który znajdował się w salonie znowu się pojawił, wstrzymałam oddech. Patrzył w kierunku pomieszczenia, w którym nie chciałabym go widzieć, ale wiedziałam, że to jest nieuniknione. Konfrontacja… atak... reszta życia spędzona na przesłuchaniach bądź po prostu skończona.
Ruszył w kierunku pokoju gościnnego. Zniknął za drzwiami i nie minęła sekunda, jak usłyszałam cichy jęk zdziwienia, po czym upadek na podłogę. Zanim pożałowałam tego co robię, zrobiłam kilka korków w przód i zajrzałam do pomieszczenia. Dzięki światłu padającemu z korytarza, byłam w stanie ujrzeć leżącego na podłodze człowieka. Obok jego głowy powoli powiększała się nieprzyjemnie błyszcząca kałuża, roznosząca po pokoju słodki metaliczny zapach.
Zanim z moich ust wydobył się jakikolwiek dźwięk, przyłożyłam do nich ręce i wciąż patrząc w kierunku trupa, zastygłam w bezruchu. Nie wiedziałam, że to czego świadkiem jestem teraz, to dopiero początek. Nie poczułam, kiedy po raz kolejny zostałam odepchnięta z siłą na bok. Nie zwróciłam też uwagi na to, że nie wieszak ponownie prawie przebił się przez moją skórę. Patrzyłam na to co dzieje się przed moimi oczami tak, jakby to wszystko było w spowolnionym tempie. Każdy, nawet najdrobniejszy szczegół nie umknął moim oczom.
Uzbrojony mężczyzna został przywalony do ściany przez intruza, który na jego szyi trzymał rękę z nożem, który uprzednio był przyłożony do mojego gardła. Byłam pewna, że zaraz ostrze się poruszy i skończy jego życie, dlatego mimowolnie złapałam się dłońmi za szyję, nagle przypominając sobie to chłodne uczucie na skórze. Jednak moje oczekiwania nie okazały się prawdziwe.
Intruz wyciągnął prawą dłoń w dół, szarpiąc nią energicznie. Z jego rękawa wystrzeliło ostrze, z taką prędkością, że tarcie sprawiło powstanie kilku iskier, które zabłysły złowieszczo, jakby chciały spojrzeć na to, co się stanie, widocznie będąc rozbawionymi. Z końca ostrza spadła kropla krwi. A więc tak zginął poprzedni mężczyzna… Wolałabym nie być tego świadkiem, ale nie mogłam się ruszyć, nie potrafiłam.
Patrzyłam, nie mrugając, jak ostrze zbliża się do policzka tego człowieka. W jego oczach pokazał się strach, słabość i świadomość tego, że to wszystko się zaraz skończy. Wyglądał, jakby już tylko czekał na ten moment, aż pojawi się to nieprzyjemne uczucie, które zabierze jego duszę w inne miejsce.
W momencie, kiedy ostrze przebiło jego skórę, jego twarz zmieniła wyraz. Stał się spokojny. Spojrzał w oczy Intruzowi i całkowicie się poddał, jednocześnie nie ukrywając w swoim wzroku odrazy, jaką czuł w tym momencie. Ostrze zawędrowało głębiej. Usłyszałam nieprzyjemny trzask przebijanej kości. Widziałam krew tryskającą z jego rany, mimikę, gdy ostrze przebiło jego mózg, powodując automatyczną śmierć… Ale nie to było najgorsze. Intruz nie skończył na tym, wyjął ostrze i wbił je ponownie w jego czaszkę, przepełniając każdy swój ruch nienawiścią. Ostatnie wbicie skierował prosto w oko, po czym przekręcił ostrze, sprawiając, że krew trysnęła prosto na jego twarz. Nie zdawał się jednak być tym wzruszony. Schował broń z powrotem w rękaw szybkim szarpnięciem i wypuścił mężczyznę. Ciało bezwładnie opadło na podłogę, a po powietrzu ponownie rozniósł się słodko-metaliczny zapach.
Nie byłam w stanie się poruszyć, krzyknąć, mrugnąć. Po prostu stałam jak posąg i patrzyłam przed siebie… Jak zakrwawiona twarz Intruza kieruje wzrok w moją stronę, obserwując mnie beznamiętnie.
- A więc gdzie jest ta kuchnia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz